#3 Udało się ! zrzutka.pl naprawdę działa !

zrzutka

Moja zrzutka zakończyła się pełnym sukcesem! Zebrałam całą kwotę potrzebną na kurs Doradcy Noszenia (a nawet więcej) . Jestem bardzo zadowolona 🙂 Nie tylko dlatego, że mój szalony pomysł wypalił, ale również dlatego, że wiele się nauczyłam. Zrobiłam to bez żadnego doświadczenia w temacie. Pomysł powstał wieczorem, następnego dnia zrzutka już  była aktywna.  Oto trzy najważniejsze lekcje dla mnie:

  • Liczy się nie tylko mój dobry pomysł, szczytna idea. Równie ważna jest realizacja oraz sposób kontaktu z „grupą docelową”
  • Muszę się trzymać swoich przekonań, trwać przy nich, lecz nie bronić ich za wszelką cenę. Szanować siebie i innych. Znosić krytykę z godnością
  • Różnimy się. Wszyscy. Nie mogę niczego zakładać z góry. Muszę ćwiczyć uważność i reagować w sposób adekwatny do sytuacji (najczęściej najlepszą formą reakcji jest brak reakcji)

Po pierwsze myślałam, że osoby, których nie zainteresuje moja zbiórka pieniędzy, po prostu przejdą obok nie zawracając sobie nią głowy. Po drugie myślałam, że mój pomysł jest naprawdę dobry i nie potrzebuje elaboratów by go wytłumaczyć, bo łączy w sobie same pozytywy. Edukacja, rozwój, samodoskonalenie – dla mnie, plus pomoc innym rodzicom i ich pociechom. Czyż to nie jest proste? Okazuje się jednak, że nie jest to tak oczywiste jak dla mnie. Po przemyśleniu uważam, że całkiem słusznie, nic nie jest oczywiste. Popełniłam kilka błędów organizacyjnych, które nauczyły mnie więcej niż inne doświadczenia na szerokich wodach „internetów” w ostatnim czasie.

Poza małym procentem osób, które z entuzjazmem odniosły się do mojej zrzutki, została ona przyjęta raczej chłodno. Większość nie zareagowała w ogóle. Osoby, które wpłaciły pochodziły albo z rodziny (około 50 % kwoty) albo z kręgu dalszych znajomych lub od zupełnie obcych osób. Z kręgu bliskich przyjaciół, wpłaciła jedna przyjaciółka, która jest raczej moim świeżym kochanym nabytkiem 😉  Nie wpłacił nawet mój partner… bez komentarza 🙂

Moje założenie było takie, że jest to swego rodzaju akcja społecznościowa, a nie jałmużna czy forma żebractwa. Chciałam otworzyć ludziom głowy na nowe możliwości, pomysły, sposoby, zainspirować ich do działania. W założeniu kierowałam ją do osób z mojego miasta, które będą chciały skorzystać z mojej pomocy oraz tych, którzy mają podobne poglądy na temat rodzicielstwa, szczególnie do tych którzy w chuście noszą bądź nosili. Prosiłam o wsparcie, chociażby w postaci udostępnienia linku lub wpłatę 1 zł (tylko jedna osoba wpłaciła złotówkę).

Swoją zrzutkę „promowałam” na:

  • Facebooku (po 3 dniach zablokowano możliwość udostępniania, komuś nie spodobał się mój pomysł i zgłosił spam)
  •  na forum  chusty.info (jestem tam od 2013 roku)

To co mnie zaskoczyło, a powinnam przewidzieć :
– Jeśli czegoś od ludzi chcę to muszę to naprawdę dobrze umotywować nie tylko w treści danego projektu do którego odsyłam (co do formy którego nie było zastrzeżeń), ale również w wystosowanej prośbie bezpośrednio wysłanej lub przedstawionej na forum. Błędnie założyłam, że sam cel jest oczywisty. Jeśli chcesz od kogoś choćby złotówkę to musisz się naprawdę postarać by ktoś z portfela ją dla Ciebie wyciągnął. Moc złotówki mnie przerosła. Wierzyłam w jej siłę sprawczą lecz nie wzięłam pod uwagę tego, że jest to broń obosieczna. Niby złotówka to nie jest wiele, ale Polak musiał na nią ciężko zarobić i nie odda jej tak łatwo, o nie!

– Nie powinnam wchodzić w dyskusje z osobami do których kieruję swoją prośbę, ponieważ zawsze znajda się osoby, którym COŚ nie będzie się podobało. Komentujące chciałyby żeby to wyglądało inaczej, a najlepiej tak jak by one to ZROBIŁY (czego oczywiście by nie zrobiły, ponieważ w życiu by od nikogo pieniędzy nie wzięły).

– każdy ma zupełnie inne podejście do pieniędzy, pomocy, dzielenia się. Zaskoczyło mnie jak wielu ludzi uznało moją zrzutkę jako jałmużnę. Część uznała, że tego nie kupuje , więc potraktowano ją również jako produkt. Przecież ja niczego nie sprzedaję- pomyślałam…a może jednak?

– Większość zgodnie przyjęła, że jest to smutne, że jestem biedna i nie stać mnie na samodzielne opłacenie kursu. Pojawiły się pojedyncze głosy mówiące o tym, że to co robię jest odważne, nowatorskie i naprawdę fajne.

– Ludzie, którzy odnieśli się negatywnie do mojej zrzutki uznali, że nie podoba im się forma przekazu ponieważ jest roszczeniowa (sic!) lub, że nie potrafią bezinteresownie pomagać, jeśli jestem osobą zdrową. Nie potrafią również poprosić o pomoc, mogliby to uczynić jedynie w podbramkowej sytuacji.

To co mnie zaskoczyło, a czego bym nie przewidziała za żadne skarby:

– Forumki bardzo osobiście odniosły się do mojej akcji. Próbowały ją porównać zarówno do własnej sytuacji jak i do sytuacji innych osób. Padało mnóstwo pytań oraz zarzutów.  Stało się tak po moim wpisie, którym argumentowałam, że wolę zająć się tym, co naprawdę dla mnie ważne, czyli moją córką, niż myśleniem po nocach jak zdobyć pieniądze. Dlaczego myślę tylko o sobie? Dlaczego nie myślę o tych co te noce zarywają, co nie mają czasu dla swoich dzieci? Dlaczego nie myślę o innych, którzy sami zapłacili za swój kurs? Dlaczego mam dawać Tobie pieniądze, skoro nie mam na książkę dla dziecka? Usłyszałam bardzo wiele opinii i pytań co do których nie byłam w stanie się odnieść, ponieważ gdybym to zrobiła to musiałabym kogoś urazić. Już na początku pojęłam, że nie można wchodzić w dyskusję.

-Bardzo zaskoczyła mnie reakcja jednej z osób, która próbując mnie bronić użyła bardzo drastycznych metod i wyciągnęła najcięższe działa. Słowa, które tam padły pod adresem innych sprawiły, że popłynęły mi łzy. Moja czysta idea zasiadła w oparach palonych śmieci… Początkowo poczułam, że może jednak ktoś mnie rozumie, że hipokryzja, która pobrzmiewała w niektórych postach była zauważona nie tylko przeze mnie. Z późniejszych postów wynikało jednak, że to miało być jedynie tąpniecie w zasiedziałym gnieździe. Kury podskoczyły i umościły się na nim z powrotem, bez szkód czy większych refleksji.

Całą dyskusję o mojej zrzutce uznano za bardzo interesującą. Moim zdaniem nic wartościowego z niej nie wynikało. Jeśli kogoś zainspiruję do zmian to wtedy zmienię zdanie. Najpierw pomyślałam sobie, że w ogóle niepotrzebnie na tym forum umieszczałam tę informację. Szukałam zrozumienia w społeczności chustowej, które okazało się dalekie od moich wyobrażeń.  Potem pomyślałam, że z tego wszystkiego może wyjść zupełnie coś ciekawego i przydatnego i wymyśliłam projekt FANABERIA. W skrócie: miałaby to być platforma pomocowa dla forumek, które chcą zrobić coś dla siebie, a nie maja na to pieniędzy. Całość miałaby się zmieścić w jednostkowym koszcie do 10 zł miesięcznie przekazywanych na zrzutki od forumek dla forumek przez pół roku. Przy kilkutysięcznej armii forumek mogłoby z tego wyjść coś naprawdę fajnego. Moja inicjatywa nie znalazła zrozumienia. Dlaczego ktokolwiek miałby pomagać komukolwiek i to w dodatku bezinteresownie? No dlaczego? poprosimy regulamin akcji etc… (sic!) Odpuściłam. Nazwa projektu była nieprzypadkowa. W jednym ze swoich postów odniosłam się do wielkiego rynku chustowego, który działa na tymże forum. Obraca się tam tysiącami złotych. Niektóre forumki mają po kilka, kilkanaście chust, które na rynku wtórnym warte są po kilkaset złotych za sztukę. Osobiście uważam, że posiadanie piątej chusty jest fanaberią…spadł na mnie grom oskarżeń i pomówień. Nadinterpretacja tych słów wprawiła mnie w prawdziwe zdumienie. Tą wypowiedzią rozwścieczyłam niektóre forumki. Słusznie – jak mogę być takim półgłówkiem by na forum chustowym podważać miłość do tychże dłuuuugich szmatanów-jak je same nazywają pieszczotliwie. To było naprawdę głupie z mojej strony. Nie zmienia to jednak faktu, że uważam to za fanaberię, a argument na form chustowym kogoś, kto ma kilka chust, że nie ma pieniędzy (i ne chodzi mi o to by mi jakieś pieniądze dawał) jest hipokryzją. Kropka.

Mogłabym zapewne napisać jeszcze wiele o moich refleksjach związanych z komunikacją internetową (a raczej moim brakiem wiedzy w tym temacie), przytoczyć kilka co ciekawszych wypowiedzi, ale jest to jednak post pozytywny, pokazujący, że takie akcje jednak mogą się udać! Gorąco zachęcam do tego, by spełniać swoje marzenia, otwierać głowy i przełamywać stereotypy.

Moja zrzutka może być doskonałym przykładem na to, że jeśli się naprawdę czegoś chce to wystarczy podjąć działanie w celu realizacji. To naprawdę takie proste, wystarczy dobry pomysł i determinacja. Trzeba się jednak liczyć z tym, że każde działanie wystawione na widok publiczny spotka się z szeroko rozumianymi komentarzami. Nie tylko osób zainteresowanych tematem. Zawsze znajdzie się osoba, która powie, że robisz to źle i zawsze znajdzie się osoba, która powie, że robisz to dobrze. Za swój sukces mogę uznać moją postawę, którą oceniam na WYSTARCZAJĄCO DOBRĄ. Jestem z siebie dumna. Udało się :)))

a oto jak wyglądała moja zrzutka

zrzutka1

i widok całej strony zrzutki:

zrzutka2

8 uwag do wpisu “#3 Udało się ! zrzutka.pl naprawdę działa !

    1. Bardzo dziękuję 🙂 ps. podoba mi sie Twoj blog, będę zaglądać częściej. Nie wiedziałam że ktoś gdzieś w sieci mnie wspiera na swoim blogu. To bardzo miłe. Czy mogłabyś podpiąć link ? jestem bardzo ciekawa. Pozdrawiam serdecznie

      Polubienie

  1. Polecam wymianę partnera – „Nie wpłacił nawet mój partner… bez komentarza”.

    Co to za partner, który Cię nie wspiera? Bez komentarza, ale to Twoje życie 🙂

    Polubienie

      1. Gratuluję. Z tego jednego zdania można było wywnioskować, że nie pokłada w Tobie wiary i Cie nie wspiera, więc jak ten związek musiał wyglądać w całości 🙂

        Polubienie

  2. Zgadzam się z Autorką – ja też swoją zrzutkę traktuję jako akcje społeczną i inicjatywę, dobry pomysł, lubię działać, niektórzy mnie poparli chętnie, zachęcali – a niektórzy traktują to jako jałmużnę, zwłaszcza Ci którzy mieszkają bliżej. A ja lubię ludzi, jestem empatyczny, chyba 😉 – i tego samego oczekuję od innych… Okazuję się że nie zawsze to jest oczywiste, to co dla nas jest 🙂 No ale uczymy się też życia całe życie. Pozdrawiam Autorkę i dziękuję za informacje, jej doświadczenia.

    Polubienie

Dodaj odpowiedź do wystarczającodobra Anuluj pisanie odpowiedzi